Warhammer Age of Sigmar | Relacja z Turnieju 1500 Matched Play [PL]

Cześć,
Dzisiaj (nie taki znowu) szybki opis zmagań w weekendowym mini-turnieju organizowanym przez krakowski CUBE. Mini-turniej bowiem frekwencja raczej śladowa, co nie przeszkodziło w rozegraniu trzech tur. Graliśmy na 1500 punktów w formacie Matched Play, zatem pytanie – co udało mi się upchnąć?
Otóż, to :) :

1 x Harbringer of Decay
1 x Archaon
1 x Wulfrik the Wanderer

3 x 5 Putrid Blightkings
2 x 10 Marauders of Chaos with mk. Of Nurgle

1 x Hellcannon


Jak widać to kreatywne rozwinięcie armii którą opisywałem ostatnio TUTAJ. Dodatkowe 500 punktów pozwoliło mi na załatanie największych dziur w armii (brak artylerii i mała liczba modeli). Za artylerię do snajpienia bohaterów wroga robi Hellcannon (jedna z lepszych maszyn w grze, groźna też w walce wręcz), za dodatkowe modele, a przy okazji za sposób na okopane maszyny wroga robią maruderzy i Wulfrik (dzięki umiejętności tego ostatniego mogę w drugiej turze pojawić się na dowolnym krańcu stołu… i wymordować obsługę katapult, maszyn, dział, i tym podobnych ustrojstw).
Graliśmy trzy bitwy, każda z innym scenariuszem z General`s Handbooka.

Pierwsze starcie: vs Skaven
Scenariusz: Take and Hold

Przeciwnik wniósł na stół dwa Warplighting Cannon, 10 x Chaos Warriors, 30 x Chaos Marauders, 3x Stormfiend, Verminlord, Arch-warplock (czy jakoś tak…)


Rozstawienie przed bitwą, widać "latarki" i zwartą kupę zgnilaków w zamyśle chroniącą się przy harbringerze przed mortalami

Scenariusz prosty – dwa znaczniki w dwóch strefach rozstawienia, wygrywa ten, kto kontroluje oba, lub ten kto zabił więcej punktów jeśli nikt nie zdobędzie znacznika przeciwnika.


I weź się tu człowieku przebijaj przez to wszystko, żeby kontrolować znacznik...

Bardzo nie chciałem trafić na tą armię przed rozpoczęciem mini-turnieju i oczywiście dostałem szczury już na śniadanie. Bałem się przekokszonych „latarek” czyli Warp-lighting Canonów, które idealnie nadają się do zdejmowania bohaterów na których moja armia się opiera. W dodatku skaveny mają to do siebie, że generują ogromne ilości mortal woundów na które ciężko znaleźć odpowiedź. Zapomniałem też o tym, że Stromfiendy „wykopują się” gdzie chcą. W moim przypadku w rezerwie pozostał tylko Wulfrik i jedna dziesiątka maruderów, którzy „popłynęli w górę rzeki” aby otoczyć przeciwnika.


Początek bitwy potwierdził moje najgorsze obawy. Przeciwnik miał pierwszą turę i poza dość ostrożnymi ruchami udało mu się już na starcie zestrzelić buffującą podstawę mojej armii – Harbringera co oznaczało również, że nie mam co liczyć na obronę przed skaveńskimi mortal woundami. Na dodatek Stromfiendy wykopały się tuż przy trzymających w pierwszej turze znacznik maruderach po których zostało tylko wspomnienie.  Jedyne co napawało optymizmem to nieudany „teleport” szczurowatego inżyniera na moje linie.


Desant Stormfiendów i heroiczna obrona znaczników przez dwa oddziały putridów

Odpowiedziałem jak mogłem najlepiej – Archaon i oddział Putridow ruszyli śmiało ku wrogom, dwa oddziały putridów musiały zmierzyć się ze Stormfiendami i całkiem nieźle im to wyszło – posiekali jedną z bestii na kawałki druga lekko nadgryźli. (co przy sv4+, 6 ranach/ model było pozytywnym akcentem).
Na szczęście udało mi się wygrać rzut o inicjatywę w drugiej turze co w moim odczuciu bardzo mocno wpłynęło na wynik bitwy. Dzięki temu Wulfrik i wesołe chłopaki z kutra mogły wbić się na flankę gdzie porąbali na szczapki jedno skaveńskie działo i podeszli blisko drugiego. W tym samym czasie w osłaniających je wojowników chaosu wpadł Archaon (nie ma tak, że dla szczurów będą wojowie chaosu walczyć) i uszczknął kilku na starcie. Putridzi tłukli się dalej ze Stormfiendami. Sytuacja nie zmieniała się przez kolejne tury. Archaon i maruderzy (wyjątkowo twardzi – wniosek – brać im tarcze. Zawsze) przegryzali się przez wojowników, maruderów, działo by dobrać się do znacznika przeciwnika, podczas gdy na drugim krańcu stołu putridzi desperacko bronili się przed Stormfiendami, Verminlordem i Inżynierem. Obie operacje zakończyły się sukcesem (archaon w jednej turze posłał większość wojowników na łono khorna, podobnie z maruderami. Z kolei putridzi dzięki szczęśliwym rzutom zadawali tony obrażeń wszystkiemu w okolicy z Verminlordem włącznie – 9 ran w jedną turę to niezły wynik).


 
 Powoli ale do przodu. Czyli Archaon i spółka spacerują po linii nieprzyjaciela
 
Szczęścia naprawdę brakowało mojemu przeciwnikowi. Rzuty w walce wręcz nie mogły być już chyba gorsze i o ile szczury nadrabiały to mortal woundami z czarów i innych diabelskich urządzeń to nie równoważyło to dramatycznie niskiej skuteczności w walce „na noże”.
Ostatecznie na stole został tylko skaveński inżynier, tymczasem z sił nurgla uchowało się dokładnie tyle ile było potrzeba aby kontrolować oba znaczniki (chociaż putridzi sporo się w tej bitwie nabiegali). Uścisk dłoni zwieńczył dzieło – krwawe i z trudem wydarte ale jednak udane.

Nie taki szczur straszny jak go malują (ale za to pomalowany ładnie i z dodatkowymi smaczkami)

Wygraną na pewno ułatwił mi wygrany rzut o inicjatywę w drugiej turze bitwy. Kolejna salwa z dwóch skaveńskich dział mogłaby przerzedzić moje szeregi na tyle, że nie miałbym już dość jednostek pod koniec bitwy na kontrole obu  znaczników. Przy okazji pojawiłem się „wikingami” blisko przeciwnika, dzięki czemu podzieliłem jego siły na dwie części, które nie mogły się wspomagać (swoje przy okazji też ale i w jednym i w drugim głównym starciu miałem jednak przewagę)
Archaon po raz kolejny w tej bitwie udowodnił, że jest potworem w walce wręcz, przy niewielkim wsparciu Wulfrika (i jeszcze mniejszym maruderów) przejechał po 10-tce warriorów, dwóch działach i 30-stce maruderów.
Putridzi również nie zawiedli, spisali się nawet lepiej niż się spodziewałem. Wybili Verminlorda, 3 Stormfiendy i nie pozwolili się przy tym usmażyć zielonym ogniem skavenów.
Przede wszystkim jednak miałem w tej bitwie kupę szczęścia, którego zabrakło przeciwnikowi. Pozostaje świadomość, że przy kilku innych rzutach wynik mógł być odwrotny.
PS. Ilość zasad specjalnych armii o których zapomniałem w tej bitwie była równie wielka jak moje szczęście. ;) – WNIOSEK – na kolejne granie drukuję wszystkie zasady specjalne do wykorzystania (+ „Włącz światła” na wszelki wypadek).

Drugie starcie:
Vs Seraphons
Scenariusz: Border War


I ponownie mogłem powiedzieć, że tzeentch pobłogosławił mnie sporym wyzwaniem – w scenariuszu w którym podstawą było zdobywanie punktów za kontrole znaczników (aż czterech na stole) dostała mi się armia, która potencjalnie była najbardziej mobilną ze wszystkich biorących udział w turnieju. Mobilność gwarantowały 3 oddziały skinków-kameleonów, do tego Razordon, 3 x 10 Temple guards, bohater na Carnosaurze i drugi ze sztandarem. Część z tego upakowana w batalion, dzięki czemu w optymalnym ustawieniu przeklęte „saurusowe strażniki światynnne” miały sv 2+, ignorowały renda a jeśli nie szarżowały i ogólnie nie ruszały się w danej turze zadawały D3 obrażeń zamiast jednego.
Nie dość, że mobilnie to jeszcze w dodatku bardzo wytrzymałe. A jak na złość miałem mało opcji wbijania mortal woundów (poza Hellcannonem, który planowo miał i tak przestać strzelać w pierwszej turze po tym jak kameleony przerobią jego obsługę na jeże pewniakiem był w zasadzie tylko Archaon, na „6” od putridów raczej nigdy nie liczę).

Linia wroga - Razordon, 3 x saurusy, sztandar, Carnosaur (skinki w zasadzce)

Bitwę zaczął niestety przeciwnik dzięki czemu uzyskał spora przewagę maszerując z pełną szybkością ku granicznym znacznikom i przejmując je oba (jeden Razordonem, drugi Carnosaurem i oddziałem saurusów. Zgodnie z założeniami również w pierwszej turze pojawiły się skinki, które rozstrzelały obsługę hellcannona.
Nie było wyjścia, trzeba było działać nie patrząc na straty. Czym mogłem, wyrwałem do przodu aby wykorzystać atut cover save, który zapewniały umieszczone tuż przy znacznikach ruiny i las. Na Razordona posłałem tylko 10 maruderów, Hellcannon i oddział putridów wyrzynali skinki a reszta okopała się przy znacznikach. Udało mi się przejąć oba bordery i utrzymać własny. Tutaj pamiętałem o zasadzie saurusów (D3 dmg) dlatego szarż nie było, chociaż mogły – kupiłem sobie tym jedną turę.





Tak to właśnie wyglądało - duży młyn na lewej flance saurusów, desant Wulfrika na tyły, i trzymanie znacznika przez maruderów na prawej flance.

Przeciwnik wygrał inicjatywę i zaszarżował czym się tylko dało. Na szczęście dobrze okopani putridzi i archaon wytrzymali (łącznie spadły 4(!) rany z dwóch oddziałów putridów i jedna z Archaona). W tym czasie umarła reszta skinków uwalniając „Helkę” i ostatnich putridów. Wszystko ruszyło żwawo ku przeciwnikom. Razordon nie popisał się ściągając dwóch maruderów, dalej miałem więc kontrolę nad jednym borderem przeciwnikowi został drugi i własny znacznik.
Nie na długo. W drugiej turze na stół wyszedł Wulfrik i maruderzy (ponownie – możliwość wyjścia w dowolnej odległości od przeciwnika daje kolosalną przewagę). Miałem pewne 4 punkty za kontrolę celu przeciwnika. Maruderzy okopani w lesie czekali na hellcannona, reszta armii tłukła się z niezniszczalnymi saurusami. Większość obrażeń zadał Archaon (magiczny pocisk i pojedyncze trafienia których przeciwnik nie sejwował (a każde to trzech martwych saurusów).

Tak wyglądała właściwie cała gra – szachy i mozolne przepychanie się pod granicznymi znacznikami. Jedyne co bardzo zabolało to umiejętność Carnosaura powodująca, że nawet przy automatycznie zdanym teście bravery przeciwnik rzucał kością, jeśli jego wynik był wyższy niż mój przy rzucie na bravery automatycznie uciekało z pola bitwy D3 moich modeli. Problemu by nie było, gdyby uciekały na przykład clanrat, ale w tym przypadku uciekali Putridzi (wystarczyło, żebym stracił jednego. Test na bravery (auto-pass, ale pech chciał, że rzucałem nisko, 1-2, więc nawet z bonusem od Archaona przeciwnik przerzucał mnie). W ten posób straciłem półtora oddziału putridów. Ciężką sytuację uratował Harbringer (Archaon stał już na jednej ranie, Harbringer na dwóch, putridów zostało tylko sześciu) szarżując na Carnosaura stojącego na dwóch ranach. W odpowiednim momencie wykorzystał swój Rotsword (raz na bitwę na 2+ bohater przeciwnika w kontakcie otrzymuje D3 mortal woundów). Stwierdziłem wóz albo przewóz, szarża się udało, jedynki nie było, a na D3 rzuciłem 2 rany. Carnosaur padł, saurusy już przerzedzone kontrolowały tylko swój objectiv (nie mogły się ruszyć bo w pobliżu warował Wuflrik (maruderzy zostali zjedzeni), przeciwnik  na szybko policzył, wychodziło jasno, że nie ma już szans odrobić strat. Uścisk dłoni i major dla mnie ale było naprawdę trudno.

Co było moim zdaniem decydujące?
Wufrik i maruderzy pojawiający się znikąd – 4 punkty które wpadły na moje konto to jedno, drugie to fakt, że przeciwnik musiał trzymać jeden oddział saurusów z tyłu, niejako poświęcając ich na moje niewiele znaczące w normalnej bitwie posiłki. Wiadomo było, że padną od dotknięcia jaszczurek ale swoje zrobili.
Okopanie się przy znacznikach. Udało mi się wygrać rzut o wybór strony dzięki czemu udało mi się przejąć pozycje obronne przy obu znacznikach granicznych dzięki czemu łatwiej przetrwałem szarże saurusów (umiejętnie ograniczyłem liczbę walczących modeli a przy tym miałem +1 do rzutów na sv.
Bardzo bolesne za to było powolne przegryzanie się przez saurusów i wspomniana wcześniej abilitka Carnosaura na którą nie byłem przygotowany i która omal nie przeważyła losów bitwy na korzyść przeciwnika (gdyby nie heroiczna szarża Harbringera i łut szczęścia nie miałbym przewagi na granicznym znaczniku, Carnosaur mógłby w kolejnej turze zjeść mi Archaona i… mogło być krucho. Szczęście jednak sprzyjało odważnym (i trędowatym).

Trzecie starcie:
Vs High Elves
Scenariusz: Gifts from Heaven


Ostatnie starcie to wyścig po upadłe gwiazdy, na które ostrzyły sobie również zęby wysokie elfy. Przeciwnik znany i ograny aż do bólu (Piotr, z tego miejsca pozdrowienia! Składaj smoka) więc zaskoczeń wielkich nie było. Tym razem zamiast feniksa pojawił się książę na gryfie, do tego dwa ciężkie karabiny maszynowe zwane dla niepoznaki Bolt thorwerami, 20 Phoenix guardów, 2x5 Ellyrianów i Caradryan których wspierał zaciężny oddział 5 Liberatorów.

O dziwo – tutaj byłem spokojny o wynik. W obecnym kształcie Age of Sigmar mocno promuje dwa rodzaje jednostek – duże monstery i mocno zbuffowane jednostki (najczęściej w pobliżu tychże monsterów). W armii elfów nie było pierwszego, a drugie występowało w postaci 20 phoenix guardów więc nie było aż tak straszne jak w przypadku chociażby saurusów z poprzedniej bitwy. Przeciwnikowi nie pomagał też fakt, że elfy póki co nie zostały odświeżone więc ich grywalność jest momentami mocno problematyczna.

W pierwszej turze zdjąłem jedną balistę (Hellcanon hell yeah) a resztę armii rozlokowałem tak, aby po pierwsze maksymalnie wykorzystać cover  po drugie pozostać jak największą liczbą oddziałów w zasięgu działania abilitki harbringera a po trzecie być blisko miejsc w których mogą spaść gwiazdy. Przeciwnik w odpowiedzi wykorzystał mobilność gryfa i ellyrianów – zdjął całą obsługę Hellcannona (skąd my to znamy) i coś postrzelał po maruderach, ci jednak znów wykazali się odpornością i spadł tylko jeden. Druga balista wbiła dwie rany harbringerowi (co przy tarczy na nim trzeba uznać za dobry wynik).
W drugiej turze spadły meteory. Tak u mnie jak u przeciwnika trochę jak na złość na tych słabszych flankach, co oznaczało więcej emocji… tyle, że emocji zabrakło.
W drugiej turze na stole pojawił się Wulfrik i dziesiątka maruderów. Maruderzy od razu roznieśli pozostałą przy życiu balistę, Wulfrik zaszarżował na piątkę Ellyrianów wiążąc ich w walce. W tym samym czasie Hellcannon nadal walczył z Gryfem, jedna jednostka Putridów zaszarżowała na wspierających gryfa ellyrianów (udało się rzucić 11 na szarżę…), Archaon przesunął się tak aby w kolejnej turze być już na meteorycie przeciwnika (podobnie jak pozostałe dwie jednostki putridów)… Słowem układ na stole był taki, że niezagrożona była tylko 20 feniksów, która była też dość daleko od meteorytu. W dodatku udało mi się wyleczyć dwie zadane Harbringerowi rany. Słowem – wszystko wychodziło tak jak chciałem i kiedy chciałem. Widząc to przeciwnik skapitulował. Podaliśmy sobie ręce i na tym trzecia bitwa się skończyła.



Ostatnia bitwa trwała może jakieś 25 minut, miałem więc trochę czasu by dopingować drugi stół.

W tym przypadku kluczowe okazało się rozstawienie jednostek PRZED bitwą. Udało mi się przewidzieć w jaki sposób potoczy się gra i przygotować się na to co pozwoliło mi w drugiej już turze osiągnąć taką przewagę sytuacyjną, że zwycięstwo było tylko kwestią czasu.
Nie bez znaczenia było kilka ryzykowanych posunięć – szybka szarża samotnym Archaonem by zagrozić przeciwnikowi, wykorzystanie Wulfrika i maruderów do związania jednostek wroga tak, aby nie mogły przesunąć się bliżej artefaktu, z kolei po mojej stronie pola bitwy zagęszczenie oddziałów tam gdzie spadł meteor i daleka szarża putridami („a co mi – najwyżej się nie uda…”) zaowocowały kompletną kontrolą stołu.

Póki co więc, zgnilaki dobrze sobie radzą, zobaczymy co wymyślą przeciwnicy przy okazji kolejnych bitew.

Do następnego!
W.

Ps. Zdjęcia dzięki uprzejmości obsługi CUBE Kraków bo jak zwykle zabrakło mi podzielności uwagi i z całego turnieju mam trzy zdjęcia własne.

12 komentarzy:

  1. Wygląda na to, że złożyłeś naprawdę bardzo ciekawą i silną armię =) dzięki za relację!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno trzeba ją jeszcze w kilkunastu bitwach przetestować bo na pewno ma słabe strony (mała mobilność, mała liczba modeli - bardzo bolą i zmuszają do sporego kombinowania przy scenariuszach typu Border War) ale najważniejsze to to, ze gra się przyjemnie ;)

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że czytałem z zainteresowaniem :) Gratuluję zwycięstw :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki - wygrane z trudem wydarte więc tym bardziej cieszą :) Jak już pisałem - dobrze wiedzieć, że batrep mi się udało strawny stworzyć, postaram się wrzucać z kolejnych turniejów podobne relacje.

      Usuń
  3. Jak nie gram w AoS, to strasznie mnie zaciekawiła Twoja relacja, mam nadzieję że doczekam się kolejnych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję wrzucać z kolejnych turniejów (z pojedynczych bitew raczej nie ma sensu), mam też nadzieję zdecydowanie poprawić jakość (zwłaszcza zdjęć ;) ) Dzięki za pozytywny odzew!

      Usuń
  4. Dzięki za dobry tekst :) Głodny jestem tego typu relacji, bo wciąż jest ich mało w polskiej blogosferze. Dobra robota!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiedzieć bo mam opory jednak przed wrzucaniem zbyt wielu reportów - wydaje mi się, że mało kto czyta i mało kto zainteresowany tym - bo raz, że AoS, a dwa, że lepiej film oglądnąć na YT. Dzięki za miłe słowa! ;)

      Usuń
    2. Wrzucaj wrzucaj :) Jedyne moje uwagi - więcej ostrzejszych zdjęć, mógłbyś się też chwilę pobawić z ich obróbką (kolory, światło). To dosłownie 5 minut roboty w prostym programie Picasa, a efekty bywają zaskakujące.

      Tak czy siak czekam na więcej wpisów :)

      Usuń
    3. Zgadza się - efekt o wiele lepszy, od czasu do czasu rzeźbię w Photoshopie więc coś tam w temacie wiem. Mam problem z robieniem zdjęć i graniem jednocześnie - za bardzo mnie absorbuje rozgrywka i nawet jeśli na początku jakieś foty lecą to potem już tylko krwawa rzeź. Na pewno postaram się poprawić ;)

      Usuń
  5. Świetnie, bardzo zazdroszczę rozgrywania tylu bitew bo ja niestety nie mam możliwości wyrwania się na cały dzień na turniej ale zaczynamy u nas kampanię więc będzie dzicz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano z czasem u wszystkich krucho ale póki co u mnie się jeszcze udaje urwać co nieco na granie. Kampanii bym się trochę bał właśnie jeśli o czas chodzi bo sam pomysł i mechanizm wydaje się całkiem fajnie ogarnięty przez GW.

      Usuń