Cześć,
Pora na kolejny raport z pola bitwy!
Tym razem naprzeciw demonicznej hordy stanął sojusz łączący
elfy, ludzi i „dobre demony” czyli seraphonów. Jak to wyszło i czemu bardzo się
obawiałem tej konfrontacji?
System:
Warhammer Age of Sigmar with Azyr Comp System, 30 points per army.
Daemons of
Chaos:
1 x Lord of Change (general, wizard,
monster, hero) – 5 pts. with spell familiar – 0 pts.
1 x Herald of Tzeentch (hero) 2 pts.
17 x Bloodletters (unit) 7 pts.
10 x Pink Horrors of Tzeentch (unit, wizard) 3pts.
1 x Herald of Tzeentch (hero) 2 pts.
17 x Bloodletters (unit) 7 pts.
10 x Pink Horrors of Tzeentch (unit, wizard) 3pts.
15 x Daemonettes of Slaanesh (unit) 6
pts.
5 x Seekers of Slaanesh (unit) 2 pts.
1 x Hellcannon (machine) 5 pts
5 x Seekers of Slaanesh (unit) 2 pts.
1 x Hellcannon (machine) 5 pts
Order Grand Alliance:
1 x Caradryan on foot 3 ps. (hero,
general)
1 x Handmaiden of the Everqueen 3
pts. (hero)
20 x Swordmasters 12 pts. (unit)
1 x Trebuchet 3 pts. (machine)
1 x Trebuchet 3 pts. (machine)
1 x Bastiladon 6 pts. (monster)
1 Tura bitwy
1.1 Order
Grand Alliance
Tzeentch
chciał aby to mój przeciwnik rozpoczął bitwę i to jego obdarzył inicjatywą w
pierwszej turze. Nie powiem, żeby szczególnie radowała mnie perspektywa
przyjmowania na klaty demonów głazów z trebuszy ale co było robić? Zacisnąłem
kciuki i liczyłem na to, że załogi trebuszy postanowiły strzelić sobie najpierw
dla kurażu coś mocniejszego miast strzelać od razu do mnie.
Tak też się
chyba właśnie stało, bowiem tylko jeden kamulec wylądował na głowach seekerek,
wprasowując dwie z nich w glebę. Następnie przeżyłem jeszcze jedną chwilę grozy
(właściwie to nawet dwie). Otóż nie znany mi wcześniej jaszczur – bastiladon okazał
się być (przynajmniej na papierze) prawdziwym młotem na czar… na demony. Jego
zdolności specjalne okazały się być zabójcze dla demonów, w dodatku
dowiedziałem się, że ma całkiem spory zasięg i jest chodzącym pancernikiem. Na
koniec zaś okazało się, że jest już w zasięgu pozwalającym mu rozstrzelać moje
horrory.
Przygotowany na najgorsze patrzyłem zatem na rzuty przeciwnika.
Tymczasem tzeentch postanowił pomóc swym wiernym sługom. Z 7 trafień ŻADEN
horror nie ucierpiał (a trzeba powiedzieć, że w przypadku bastiladona każda
rana zadana sługom chaosu liczy się x3…) Podbudowany tym mogłem rozpocząć
planowanie eksterminacji stojących naprzeciw mnie oddziałów przeciwnika.
1.2 Daemons
of Chaos
Plan na tą
turę był prosty – rozstrzelać jaszczurkę zanim jaszczurka rozstrzela mnie. Aby
to zrobić potrzebowałem czegoś więcej niż horrorów i hellcanona, postanowiłem
zatem przyzwać kilka flamerów. Wrona znów spisała się na medal i zamiast
trzech, na stole wylądowało aż sześć ogników, które aż paliły się do walki
(suchy suchar…).
Następnie reszta magów( Herald i horrory) zabezpieczyła mistyczną
tarczą najcenniejsze oddziały szturmowe, które po chwili, zgodnie z wyszukaną doktryną taktyczną chaosu biegły już
ile sił i kości do przodu w stronę wroga (i tu trzeba przyznać, że jednostki
slaanesha w AoS są naprawdę, ale to naprawdę szybkie).
Co mogło to pobiegło,
co mogło zaczęło strzelać. Zgodnie z planem skoncentrowałem całą (podkreślam
CAŁĄ) dostępną siłę ognia na bastiladonie. Kolejno – horrory, flamery,
hellcannon – wszystko co mogło wstrzeliwało się w pancernika. Do zadania miałem
tylko 8 ran.
Oczywiście
udało się zadać 7. Krótko mówiąc – nie byłem zadowolony, tym bardziej, że
zbliżała się kolejna „chwila prawdy” i rzut na inicjatywę w drugiej turze
bitwy.
2 Tura bitwy
2.1 Daemons
of Chaos
„Wtedy kiedy
najmniej się tego spodziewasz, szczęście lubi się do Ciebie uśmiechać” (nie, to
nie Koeljo). Wygrałem rzut o inicjatywę i nagle wszystko zaczęło wyglądać o
niebo lepiej, zwłaszcza na prawej flance, gdzie spodziewałem się zaszarżować
wszystkim czym się tylko da na duży oddział mistrzów miecza o których wiem, że
są istnym blenderem zdolnym pokroić wszystko i wszystkich w CC.
Plan zatem
był taki, aby dobić jaszczurkę, wyeliminować przynajmniej jeden Trzebusz i
wpaść czym się da w mistrzów miecza żeby nieco zmniejszyć ich liczbę zanim będą
mogli zacząć bawić się w wiedźminów.
Wyszło jak
wyszło…
Początek był
obiecujący, slaaneshowe demony podeszły do (a)elfów na odległość dobrze
rozwiniętego bicza i przygotowywały się już do szarży, za ich plecami khornowe
bloodlettery przebierały pazurami aby przelać trochę krwi.
Tymczasem na
lewej flance tzeentchowe demony również przesunęły się mocno do przodu,.
Właściwie jedynie Wrona i przywołany w tej turze Prince pozostały na swoich
pozycjach (Prince był drugim i ostatnim oddziałem, który mogłem w tej bitwie
przywołać).
Chwilę
później ogniem rzygnęły horrory, przerabiając bastiladona na dobrze
wypieczonego stejka. Początek zatem całkiem obiecujący, następny w kolejności
był hellcannon, który jednak zgłodniał i zamiast stać grzecznie postanowił
rzucić się do przodu (na całe 4”), jednak co gorsze, dzięki temu otrzymał
modyfikator -1 do rzutów na trafienie. Dzięki temu Trzebusz otrzymał tylko
jedno bezpośrednie trafienie, które zadało jedynie dwa punkty obrażeń. Za mało,
by wyrządzić realną szkodę. Na koniec flamery postanowiły podgrzać nieco
atmosferę i podsmażyły Caradryana (konkretnie ostała mu się tylko jedna rana).
Prawdziwy
pech jednak dosięgnął mnie chwilę później. Mając do zrealizowania 6” szarżę, demonetki
postanowiły oczarować elfich mistrzów miecza zamiast ich wyrzynać. Krótko
mówiąc – nie dobiegły. W tej sytuacji nie próbowałem nawet szarży trzema
pozostałymi seekerkami.
2.2 Order
Grand Alliance
Generał
armii porządku (dlatego Order Alliance brzmi lepiej…) zwietrzył szansę na zwycięstwo.
Skoncentrował wszystkie swe wysiłki na mojej prawej – trzeba przyznać mocno
zatłoczonej – flance. Faza ruchu była bardzo szybka, Caradryan wraz z mistrzami
miecza przygotowali się do szarży na demony slaanesha (której nie mogli już
spalić, wdzięki demonetek okazały się nie działać na elfy… ciekawe czemu).
Po chwili
wesołe załogi trebuszy gromkimi okrzykami pożegnały szybujące w powietrzu
głazy. Jeden wylądował dokładnie na głowie Heralda tzeentcha (przy okazji od
razu gotowy nagrobek), kolejne zaś zgasiły jednego flamera. Swoje dołożyła też
Handmaidenka, która ustrzeliła dwa khornowe demony.
Wszystkie te
straty niewiele znaczyły w porównaniu z tym co nastąpiło w chwilę później. Elfy
oczywiście dopadły wdzięczące się wciąż do nich demonetki i kiedy już opadła
czerwona mgiełka okazało się, że na łapach trzyma się 5 demonic, pozostałe 10,
podobnie jak 3 seekerki, leżało posiekane na plastry i rozrzucone po okolicy..
Zanim uciekły z pola bitwy, demonetki odgryzły się nieco ich prześladowcom i
usiekły kilku mistrzów miecza, pozostawiając resztę khornowym mordercom (a
przynajmniej taką miałem nadzieję).
3 Tura bitwy
3.1 Order
Grand Alliance
„Wtedy,
kiedy najbardziej tego potrzebujesz, szczęście pokaże Ci środkowy palec”
(Koeljo osiedlowy).
Tzeentch
postanowił wystawić mnie na próbę. Porządek wygrał inicjatywę co oznaczało
spore kłopoty.
Nie trzeba
było długo czekać – Mistrzowie miecza zaczęli przygotowywać się do szarży na khornowe
demony, jednak zanim to nastąpiło po raz kolejny dało się słyszeć głośne „Dawaaaaaaj
Jontek!!!” oznaczające, że w powietrzu
szybowały już kolejne głazy wystrzelone przez trebusze.
Krótko
mówiąc – trafiły. Po chwili na równinie, w miejscu w którym przed chwilą stał
cały oddział bloodletterów pojawił się spory kopiec z potrzaskanych głazów.
Ani jeden
demon nie przeżył. (!!!)
Mistrzowie
miecza nieco zagubieni zostali na swoich miejscach czekając na dalszy rozwój
wypadków.
3.2 Daemons
of Chaos
Poszło
bardzo szybko.
Co mogło
podeszło trochę bliżej przeciwnika (głównie po to, żeby móc do niego strzelać)…
a potem zaczęło strzelać.
Hellcannon
wreszcie wstrzelał się w pozycje trebuszy i wyeliminował jeden z nich, flamery
natomiast zrobiły to co robią najlepiej. Usmażyły właściwie cały oddział
mistrzów miecza (dosłownie kilku zostało na później – mocno osmalonych i
zdecydowanie nie przejawiających ochoty do walki).
Będący w
podobnym stanie Caradryan najwyraźniej stwierdził, że ma już dość ciągłego
opalania jego armii i dał sygnał do odwrotu temu co zostało z jego oddziałów.
Bitwa była rozstrzygnięta, a Tzeentch i Krix`Xi Kra z pewnością bardzo
zadowoleni.
Podsumowanie:
Znów poszło
łatwiej niż się spodziewałem. Strzelająca armia, zwłaszcza trebusze to nie jest
coś, co lubię widzieć na drugim końcu stołu. Myślę, że kluczowa była pierwsza,
bardzo pechowa dla generała porządku tura, w której nie ustrzelił właściwie
nic. Gdyby usiekł horrory, wybił do nogi seekerki (na co była realna szansa),
bitwa mogłaby potoczyć się inaczej. Duże znaczenie miał też błąd popełniony
moim zdaniem przez mojego przeciwnika a mianowicie rozstawienie trebuszy w rogu
stołu (dzięki czemu znalazł się jednak na polu bitwy punkt do którego nie mogły
dostrzelić a który to punkt wykorzystałem oczywiście na miejsce rozstawienia
mojego generała (mając w pamięci pewną bitwę w która rozpoczęła się od
spuszczenia na głowę wrony dwóch kamieni skutecznie odsyłających ją na łono
tzeentcha).
+ Udane
rozstawienie okazało się bardzo istotnym czynnikiem w pierwszej fazie gry.
+ Flamery –
są zawsze pierwszym wyborem przy przyzywaniu (są za drogie aby umieszczać je w
podstawowej rozpisce)
+ Wybór
celów i skuteczność ostrzału tym razem oceniam na spory plus. Strzelające
demony – kto by pomyślał…
+ Demony
slaanesha sa naprawdę szybkie, dzięki czemu stanowią zagrożenie dla
przeciwnika, który koncentrując się na nich niekoniecznie będzie miał czym
atakować resztę Twojej armii. To pierwsza bitwa od dawna w której zrezygnowałem
z dużego kloca bloodletterów i bloodsecratora, właśnie na korzyść demonic, które
moim zdaniem świetnie nadają się do wyrzynania dużych, ale słabiej opancerzonych
oddziałów wroga (duża ilość ataków dzięki umiejętności specjalnej i rend)
- Zbyt
asekuracyjne wykorzystanie „Wrony”. Myślę, że przy tylu celach dla trebuszy,
mogłem spokojnie już w drugiej turze być bliżej przeciwnika i wykorzystywać
Infernal Gateway.
- Znów to
nie ja szarżowałem a byłem szarżowany co skończyło się tragicznie dla połowy
mojej armii. Wniosek? Muszę przemyśleć swoją „taktykę ruchu”.
Kilka
przemyśleń o jednostkach przeciwnika:
- Bastiladon
to zdecydowanie poważne zagrożenie dla chaosu. Ilość obrażeń jakie ten potwór
jest w stanie zadać jest naprawdę spora, co w połączeniu z jego odpornością (3+
sv i 4+sv vs mortal wounds) stawia go na jednym z czołowych miejsc listy
jednostek wartych rozważenia przy grze z Chaosem. Nawet w tej bitwie, choć
pozornie bezużyteczny wyłączył na całą turę moje mocne jednostki strzelające i
tylko dzięi sporemu szczęściu nie poniosłem żadnych strat w pierwszej turze w
której na cel wziął horrory.
-
Automatycznie trafiające trebusze to jak dla mnie jedne z najlepszych machin w
grze. Kropka. (Gdyby tylko Jontki z obsługi nie piły przed bitwą…)
PS. Wcześniejsze opisy bitew możecie znaleźć TUTAJ.
PS. Wcześniejsze opisy bitew możecie znaleźć TUTAJ.
Dzięki i do następnego!
W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz