Cześć!
Operacja "Marsz na Modlin" zakończona. Festiwal, Turniej, wszystko się odbyło i zakończyło pełnym powodzeniem a nam udało się dotrzeć do domów i odespać turniejowe trudy. Czas zatem na .. opis? relację? przemyślenia? Na pewno coś gdzie nie będzie zdjęć (zbyt wielu) bo ich zwyczajnie mimo zapowiedzi nie robiłem.
Startujmy zatem!
wersja [TL;DR]
1 OGÓLNOPOLSKI TURNIEJ AGE OF SIGMAR
2 DNI
2 WYPITE PIWA (następnym razem to nie ja prowadzę!)
3 GRACZY Z KRAKOWA
3 MIEJSCE EX AEQUO (gdyby nie te szczury....)
4 SALE ze stołami
5 ROZEGRANYCH BITEW
5 WYGRANYCH BITEW
6 GODZIN SNU przez cały weekend
22 GRACZY
37 POMALOWANYCH I TWORZĄCYCH ARMIĘ SYLVANETH MODELI
700 KILOMETRÓW przejechanych
2250 METRÓW DŁUGOŚCI ma budynek Twierdzy Modlin w której odbywał się turniej
I NA KONIEC:
100 (%) PRZEKONANIA, ŻE WARTO BYŁO POJECHAĆ
Moja Lista
1 x
Treelord Ancient - Generał, artefakt: Briarsheath, trait: Gnarled Warrior, spell: Regrowth
1 x
Branchwraith - artefakt: Acorn of the Ages, spell: Verdant Blessing
1 x
Branchwych - artefakt: Oaken Armour
10 x
Dryads - battleline
10 x
Dryads - battleline
5 x
Tree-Revenants - battleline
3 x
Kurnoth Hunters -
Bows
3 x
Kurnoth Hunters -
Bows
3 x
Kurnoth Hunters -
Scythes
Household Battalion
Gnarlroot Wargrove Battalion
Na największy dotychczas turniej pojechałem zatem z armią, która sprawdziła się już wielokrotnie na lokalnych wydarzeniach. Pomimo prób, kombinacji i myślenia "jak zrobić to lepiej" - testy pokazały jasno, że Gnarlroot i Kurnoci to dwa elementy silnej armii Sylvaneth na mniej niż dwa tysiące punktów.
Pierwszy element zapewnia bardzo mocną turę magii, drugi dalekosiężną artylerię, ogromną odporność i przeżywalność oraz mocne uderzenie (przy kosach).
Artefakty i Czary
Treelord -
Briarsheath daje -1 to hit przeciwnikowi - jest swego rodzaju polisą na wszelkie abilitki triggerujące się na 6+ (mortale, podwójny dmg itp.) do tego działa również na ataki dystansowe. Na koniec - bardzo dobrze stakuje się z "tupaniem" drzewca dając efektywne -2 to hit w CC.
Gnarled Warrior - Ignorowanie renda -1 jest niemal tak samo silne jak -1 to hit. Treelord ma save 3+, z tarczą (o którą w armii nietrudno przy 3 magach i opcji rzucenia 6 zaklęć na turę) daje to 2+ save z przerzutem "1" (z command abilitki), ignorujące rend -1 i z -2 to hit w CC. Moim zdaniem zapewnia to większą przeżywalność generałowi niż Oaken Armour + Gnarled Warrior. Czar -
Regrowth. Leczenie D6 ran na 5+ to "no brainer". Czemu na drzewie? Bo jest "fire magnetem", w dodatku dość często operującym samotnie w mojej armii (do tego Treelord ma całkiem przyjemny czar ofensywny na swoim scrollu więc nie ma potrzeby wrzucać mu drugiego).
Branchwraith czyli mój "leśniczy"-
Acorn of the Ages - artefakt pozwalający posadzić las. Lasów nigdy za wiele więc to artefakt który musi się w armii pojawić zapewniając mi na starcie dwa lasy (jeden darmowy wynikający z abilitki armii i drugi z artefaktu). Czar -
Verdant Blessing, czyli kolejna szansa na las. Z Ancientem i jego abilitką pozwalającą na 4+ posadzić las miałem zatem trzy źródła "zalesiania" - to odpowiednia ich ilość ;)
Branchwych -
Oaken Armour. Trzeci bohater potrzebny przede wszystkim do Three Places of Power. A żeby podnieść nieco niską przeżywalność modelu (5+ save, 5 ran) mogłem dać tylko "Zbroję", która w połączeniu z coverem od lasu dawała jej 3+ save. Czar -
Reaping. Bo jeśli już umierać to z przytupem. Założenie? Jeśli już coś dojdzie do niej to będzie bardzo źle a więc czar krótkozasiegowy raniący wszystko w okolicy który świetnie pasuje do jej czaru ze scrolla (również obszarowe obrażenia dla wszystkich przeciwników w okolicy.
Ogólny plan grania armią opierał się na założeniu defensywnego stylu gry, jak najszybszym zalesieniu kluczowych partii stołu przy znacznikach (dzięki czemu do gry wchodziła potężna magia i budzenie lasów co dawało mi dostęp do dużej liczby mortali), przeteleportowaniu tam Kurnothów którzy mieli się okopać i robić za żywy mur wspierany przez leczących ich i przywracających ich (z czaru Gnarlroot Wargrove) do życia magów. Driady w tej armii robią tylko i wyłącznie ilość "ciał" na znacznikach i screen przed lataczami, desantami. Tree-Revenanci to rezerwa na okoliczność przejmowania znaczników przeciwnika w samobójczych misjach (Gifts form Heavens, Border) - wystarczy jedna tura w której "urwą" przeciwnikowi punkty i po zabawie.
Wyglądało solidnie ale byłem świadomy słabości Sylvanethów na które nie mam zbyt dużego wpływu - braku odporności na mortale i stosunkowo słabego "Wygaru". Drzewa mogą mieć albo "magię" albo "wygar" (oparty na Durthu i Kurnscythes i bardzo ryzykowny). Wybrałem zachowawcze rozwiązanie. Do tego dochodziła niska ilość modeli (37 modeli w armii - były takie listy, które w jednym unicie miały więcej), która ma duże znaczenie przy scenariuszach opartych na ilości modeli w "X" calach od znacznika (stąd znów teleportowanie Kurnothów na znaczniki jak najbliżej przeciwnika aby maksymalnie odgiąć go od kluczowych punktów).
Turniej
Graliśmy 5 losowo generowanych scenariuszy z GH. Los sprawił, że kolejno były to:
Dzień I
Dzień II
- Three Places of Power
- Gifts from Heavens
Jak ważna okazała się kolejność scenariuszy mogę zaświadczyć osobiście.
Po pierwsze - Pierwsza dwa rozgrywane na turnieju plany są zdecydowanie łatwiejsze dla armii opartych na hordach i liczebności - zarówno w eskalacji jak i w Blood and Glory liczą się modele w zasięgu znacznika. Wymuszało to na mnie - czasem dość rozpaczliwe - blokowanie czym się dało podejść pod znaczniki armiom które liczyły 2 a w drugim przypadku 3x więcej modeli (w a przypadku Blood and Glory nie tylko modeli ale też jednostek.
Trzeci scenariusz w pierwszym dniu - Take and Hold to znów "zmora" AoS. Najnudniejszy, najbardziej przewidywalny scenariusz który majorem jest wygrać bardzo trudno (a w przypadku mojej armii graniczy to z cudem - uprzedzając - cudu nie było). Zdecydowanie zaś był to idealny scenariusz na zakończenie pierwszego dnia - po pobudce o 4 rano, przejechaniu >350km i dwóch bitwach, w okolicy godziny 17 nie trzeba było silić się na jakieś głębsze strategie i taktyki ;)
Dzień drugi to z kolei dużo łatwiejsze dla mnie scenariusze - Three Places of Power to nie boję się napisać - najlepszy dla Sylvanethów plan - Dzięki Gnarlrootowi mam zawsze sporą szansę (jeśli nie pewność) inicjatywy w pierwszej rundzie, do tego lasy (i opcje zalesiania) pozwalające mi zadrzewić znaczniki, teleportować na nie bohaterów z obstawą i zwyczajnie czekać na to co zrobi (albo inaczej - jak szybko wytnie mnie z tych lasów przeciwnik. Jak się domyślacie - wycinanie bohaterów z lasu, przy obstawie nie jest proste, z drugiej natomiast strony - Kurnbows, Treelord Ancient i magia dziesiątkują bohaterów przeciwnika.
Gifts from Heavens to też bardzo premiujący "drewnoty" scenariusz. Po pierwsze - mogę zalesić w zasadzie całą swoją połowę stołu a więc tym samym znacznie utrudnić przeciwnikowi podejście pod artefakt. Po drugie wystarczy, że teleportuję jeden ze swoich nielicznych oddziałów w pobliże znacznika przeciwnika i tam zostanę aby kontestować punkt i pozbawić go punktów. Liczebność nie jest tu tak istotna.
Znów uprzedzając nieco fakty - Dzień I, po trzech wymienionych scenariuszach kończyłem na miejscu 6. Dzień II i cały turniej kończyłem na miejscu 3 (ex aequo) - na wyniki w obu dniach z pewnością wpłynęły losowane scenariusze, które ułożyły się dla mnie od tych najbardziej wymagających po te, które umożliwiały mi większą swobodę i dawały więcej szans na duże i małe punkty.
Technikalia Turniejowe:
- Graliśmy BEZ losowania właściwości scenerii
- Stoły - niestandardowe wymiary ok 50"x40"
- Bitwy po dwie godziny, przerwy po pół godziny
- Punkty -(cyt za post. organizatora):
Major victory: 15-0
Minor victory: 10-5
Draw: 7,5-7,5
Ponadto za każde 100 punktów zabitych wrogich jednostek (zaokrąglonych w dół) przyznawany jest 1 punkt.
Różnica w zdobytych dodatkowych punktach dodawana jest do wyniku bitwy.
Przykład:
wygraliśmy minor, ale przeciwnik zjechał nas do zera, jemu zostało 300
punktów. Końcowy wynik wygląda następująco - 10 dla nas (za scenariusz),
8 dla przeciwnika (5 za wynik i 3 za rzeź na przeciwniku, 1500 jego
zabitych - 1200 strat własnych).
Ważna rzecz:
liczymy pełne zabite jednostki, tak jak zostały rozstawione. Jeśli
wystawimy 20 Tzaangorów, to nie dostajemy nic, dopóki żyje chociaż
jeden. Nie zbieramy punktów za zabicie minimalnej ilości wymaganej do
wystawienia (w wypadku Tzaangorów 10).
Pełne malowanie to 5 dodatkowych punktów na start.
... Trochę się obawiałem punktacji - zwłaszcza punktacji małej. Punkty tylko za całkowicie zniszczony oddział to kłoda pod nogami mojego drzewa ;) Jak się okazało - moje obawy były słuszne - nie wiem, czy ograniatorzy wrzucą (albo udostępnią mi) dokładniejsze staty ale moja armia prawdopodobnie miała jeden z gorszych wyników jeśli chodzi o zdobyte punkty (ale też prawdopodobnie jeden z lepszych jeśli chodzi o straty).
Ostatni punkt technikaliów - stoły. Miały ogromny wpływ na przebieg bitew a więc i turniej. Niestandardowe i trochę za małe na ten format punktowy ale wciąż - jednakowe dla wszystkich grających więc nie ma co na nie narzekać (chociaż premiowały pewne armie na rzecz innych i wprowadzały sporo zamieszania przy niektórych scenariuszach i przeliczaniu odległości znaczników...) ;)
Armie (Lista dostępna też TUTAJ)- póki co bez szczegółów.
Mieliśmy pełen przekrój - od fluffowych przez "turniejowe" po Papę Nurgla ;)
A poważnie - trochę zaskakująca absencja Tzeentcha z aktualnym topem (Skyfires). Mało mamutów, sporo Sylvanethu, sporo śmierci (w porównaniu z tym co się widzi za granicą).
Ogólnie - mocno ale nie tak mocno jak się spodziewałem - sporo przed nami w tym temacie ;)
Bitwy
5 bitew, 3x Death, 1x Sylvaneth, 1x krakowski Pestilens - jeśli chodzi o różnorodność to... nie narzekam więc się nie wypowiem ;)
Kolejność turnieju:
- Escalation - Death - Major Victory
- Blood and Glory - Pestilens - Minor Victory
- Take and Hold - Death - Minor Victory
- Three Places of Power - Sylvaneth - Major Victory
- Gifts from Heavens - Death - Minor Victory
Bardzo szybkie i raczej hasłowe opisy bitew. Przepraszam Was ale zdjęć nie robiłem - początkowo się zawiesiłem z tym, potem mocno kombinowałem jak nie wypaść poza pierwszą 10 ;) a później to już nie widziałem sensu w fotkach z połowy turnieju.
Ogólnie jeszcze - "One Drop Army" jaką przywiozłem zapewniło mi komfort wyboru inicjatywy w każdej z bitew i dało spory komfort pod względem wyboru taktyki w bitwach. Jedyne odstępstwo to gra z drugimi Sylvanethami - tutaj kluczowy rzut odbył się przed bitwą - wygrałem go dzięki czemu to mój Gnarlroot wylądował na stole pierwszy ;)
Jak się również okazało - ograniczenie czasowe (2 godziny) też mocno zamieszało - Patrząc na spokojnie teraz stwierdzam, że do 5 rundy dograłem tylko jedną bitwę (znów z Sylvaneth - zgadnijcie czemu? ;) ), pozostałe dwie kończyły się gdzieś pod koniec trzeciej rundy. W relacji z małymi stołami mogło to powodować "dziwne" wyniki ale to kwestia dyskusyjna. Bezdyskusyjne jest natomiast to, że trzeba brać poprawkę na granie z "nieznanymi" armiami kiedy sporo czasu poświęca się na objaśnienie "co i jak". Na lokalach gdzie wszyscy się znają to nie istnieje, tutaj - zabiera czas.
PS - uaktualnie wpis o pełne listy armii przeciwników kiedy tylko je będzie można pobrać ;)
Bitwa 1.
Wbiłem się Driadami, Branchwychą i Kurnscythami na środkowy znacznik, drugimi przejąłem skrajny prawy, skrajny lewy zostawiłem przeciwnikowi. Główny młyn wynikł na środku gdzie 6 Crypt Horrorów ugrzęzło w walce z Kurnscythami (cała grę - ilu nie zabiłem tylu wracało, one zaś nie mogły się przebić bez renda przez 3+ re-roll save kos). Gra nieco się zaostrzyła kiedy na driady na prawym znaczniku wpadły 3 Crypt horrory i generał na (Dużym kościanym.. smoku? Terrorghaiście?). Straciłem więc ten znacznik ale za to przejąłem lewy dziei strzelaniu i szarży Kurnbows wspartych Tree-revenantami (zabili Ghoul courtiera) - wyciąłem Ghule miałem środkowy znacznik, poprzepychaliśmy się jeszcze trochę ale niewiele się zmieniło - Major dla mnie (i mało punktów)
Bitwa 2.
Pestilens. Na bogów chaosu wszelakich - przejechać 350 km i po dwóch godzinach wpaść na Patrycjusza z jego szczurami - to musi, MUSI BYĆ KLĄTWA! Piec, Skrolk, 3x20 mnisi, weapon teamy, do wyboru, do koloru...
Wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie - stół z Realm Gate (i przegrany rzut wyboru strony) pozwalający szczurom na teleport, do tego scenariusz (w sam raz na hordy), do tego rzuty. Rzuty, które w pierwszej połowie gry wyglądały na zaczarowane. Przeciwnikowi wychodziło wszystko. Pod koniec drugiej tury miał trzy znaczniki a mi zostało 12 modeli na stole które rozpaczliwie próbowały nie dopuścić go do czwartego.. I wtedy zaczęła się magia.
Magią i strzelaniem zdjąłem kilku bohaterów i skaveńskich weapon teamów, uszczknąłem trochę mnichów ale co najważniejsze - wygrałem inicjatywę i zaszarżowałem na clanraty strzegące (przed desantem revenantów) jednego ze znaczników w strefie szczurów - wyciąłem je w pień, zablokowałem ewentualną szarże na własny znacznik i okazało się, że w małych punktach... wygrywam minorem.
To była jedna z tych bitew w których nie widziałem żadnych, absolutnie żadnychs zans na wyciągnięcie czegokolwiek. Dzięki błędom przeciwnika (wystarczyło zescreenować oddział clanratów weapon teamem, drugimi clanratami, czymkolwiek abym nie doszedł na 6" od znacznika kurnscythami - tego zabrakło) szczęściu (wygrana inicjatywa która pozwoliła na szarże i wybicie bohaterów) udało się urwać minora który zmienił wszystko... ;)
Bitwa 3
Death - Horda Death. Zaraz po Pestilensach. HORDA. Znowu horda....
Take and Hold więc siedziałem i czekałem wybierając cele - to było kluczowe - wybór celów. Nie marnowałem strzelania i magii na kloce zombie, death guardów i szkieletów. Skupiłem się na bohaterach i Blood Knightach bo tylko tam widziałem szanse na punkty i minora.
Przeciwnik nie miał wyjścia - musiał podejść, wejść do lasu... Trochę szczęśliwie generał - Mannfred Carstein - zadał sobie sam sporo ran (lasy i budzenie...), zaszarżował na moje okopane w lesie driady, zabił kilka ale ostatecznie zginął. Punkty dla mnie. Na prawe flance Blood Knights zaszarżowali przez las na Kurnscythes - cóż. Jednego wsysnął las, drugiego posiekały kosy, dostałem trochę ran ale wygrana inicjatywa przypieczętowała los rycerzy. Punkty dla mnie. Na drugiej flance nacierały horda szkieletów i Death Guards. Na szczęście - nie było miejsca na oba te ogormne oddziały i zaszarżował pod koniec bitwy tylko jeden - Death guardzi odbili się od okopanych Kurnbows. Nie mając innego celu skoncentrowałem cały ogień na nich. Wybiłem ich do nogi dzięi czemu - punkty i Minor dla mnie.
Aaa, nie było sensu iść na znacznik przeciwnika - nekromanta i horda 40 (?) zombich - nie do przejścia przy moim Damage Output...
Major - Minor - Minor i 6 miejsce po pierwszym dniu - w drugim musiało być lepiej.
Bitwa 4
Sylvaneth. Przeciwnik używający comba -
Branchwych na Vortexie + Drycha + Treelord Ancient na Gnarlroocie. Jak już pisałem - decydujący był rzut przed bitwą - mój batalion wylądował na stole pierwszy więc udało mi się wskoczyć na wszystkie znaczniki już w pierwszej turze. Ustrzeliłem od razu jedną Branchwych przeciwnika, zablokowałem też możliwość jakiejkolwiek teleportacji drzewom - to chyba jedyna bitwa w któej od razu na stole pojawiła się cała moja armia okupując WSZYSTKIE lasy na stole. Co znamienne - w tej bitwie mimo dwóch Sylvaneth na stole pojawiło się mniej lasów niż w innych - abilitki, teleporty, wszystko to działa (albo nie - jak abilitki lasów) na OBIE armie więc trzeba używać ich rozsądnie. Przeciwnik nie mógł się teleportować natomiast dzięki temu, że schował Branchwych z Vortexem mógł ją wykorzystać - zadała sporo obrażeń dzięki 30" zasiegu jej czaru ale nie zdjęła żadnego z bohaterów. W kolejnych rundach przeciwnikowi nie udało się przejąć żadnych znaczników (aż do - chyba 4 rundy) więc gra toczyła się tylko o małe punkty - moi Kurnscythes polowali na co popadnie (Driady, Revenanci), Kurnbows zablokowali w walce Treelorda i drugie driady przeciwnika (Driady w końcu stratowali, Drzewu wbili kilka mortali z tratowania), Branchwych na Vortexie oczywiście spadła w pierwszej rundzie strzelania. Ogólnie oddałem chyba tylko Branchwraith (zestrzelona przez Kurnothów)... (i chyba driady jedne). Ogólnie Major i trochę punktów wreszcie (chociaż mogło być więcej - ostatnia runda, moi Kurnscythes walczący z Kurnbows - został jeden, na ostatniej ranie - tratuję go TRZEMA - potrzebuję na 3D6 JEDNEJ 4. Rzucam 3 x "2". Dziękuję, 180 punktów rozpływa się w powietrzu).
Bitwa 5
Death, Kto by się spodziewał heh?!
Terrorgheist, Zombie Dragon, Vampire Lord, Ghoul Patrol - Chyba. Pamiętam tylko dwie Strasznie Duże, Strasznie Kościste bestie przed którymi schowałem się w lesie na swojej połowie.
Ogólnie bitwa polegała na tym, że próbowaliśmy wzajemnie nie dopuścić się w pobliże znaczników. Ja dzięki lasom i zastawieniu całego stołu driadami, przeciwnik przez wrzucenie Ghoul Ptrol na swojej krawędzi stołu. Do przodu ruszyły więc tylko dwa monstery na których skupiłem całe strzelanie i magię. Bestie były odporne ale ostatecznie udało się zdjąć Terrogheista - 400 punktów dla mnie! W odpowiedzi Wampir na Smoku z Red fury wjechał w co mógł - zdjął driady , mocno nadgryzł Kurnbows i niebezpiecznie zbliżył się do meteoru który spadł na środku mojej strefy. Rozstawiłem resztę sił po lasach aby uniemożliwić mu ruch, szarżę, COKOLWIEK co dałoby mu dostęp do meteorytu, uszczknąłem jakąś połowę ran na Smoku (znów - strzelanie, magia - cała moja armia nie dała rady zdjąć smoka). Powymienialiśmy uprzejmości, na koniec spadła jeszcze moja Branchwych ale zmienić się już nic nie mogło - Nie byliśmy w stanie przejąć znaczników a sytuacja na stole nie pozwalała na jakieś szalone manewry, poza tym, co nie bez znaczenia- to była ostatnia bitwa turnieju, nikt nie ryzykował (mogłem - szarżować Kurnscythami na znacznik przeciwnika ale wtedy odsłoniłbym swój w który mógł wlecieć Wampir na smoku) więc wszystko stało w miejscu. Ostatecznie Minor z minimalną moją przewagą w punktach.
Koniec turnieju, podliczenie punktów i okazuje się, że PRZEKLEŃSTWO TRYB ON - mam 3 (!!!) miejsce ex aequo z Pestilensem! WTF?!
Ogólnie jednak - jestem bardzo zadowolony z takiego wyniku.
3 miejsce, 5 wygranych bitew (2 Majory, 3 Minory).
Nie wiem ile armii poza moją nie przegrało ani raz (na pewno nie przegrali Harbingerzy Papy Nurgla) ale nie było ich chyba wiele więc to dodatkowa satysfakcja.
|
4 x Harbinger, Archaon, 3 x Putrid Blightkings i Champion przebrany za Slambo czyli armia Papy Nurgle - Gratulacje dla zwycięzcy! |
Pierwsze miejsce było raczej poza zasięgiem - 4 x Harbingers i Archaon na Nurglu z Putridami byliby dla mnie nie do ruszenia (tylko scenariusz mógł coś zmienić ale to "albo albo"), drugie miejsce... cóż - nie starczyło małych punktów w których zdobywaniu lepsze okazały się mamuty z dużym pająkiem do dokładkę. Pozostaje więc trzecie i głód zwycięstwa ;) (no i oczywiście kolejny rozdział do Grudge Book`a moich potyczek z Pestilensem...).
Podium:
1 miejsce - Nurgle Rotbringers
2 miejsce - Destruction - BCR, Moonclan
3 miejsce - Pestilens - Sylvaneth xD
... (mam nadzieję na pełną listę)
Raz jeszcze - Dziękuję Michałowi i Grzegorzowi za pomysł, chęci i przezwyciężenie wszystkich problemów które stały na drodze do pierwszego, większego turnieju AoS w Polsce.
Mam nadzieję, że przetarli szlak, Modlin wpisze się na stałe do kalendarza i że dołączy do niego kilka innych turniejów.
Podziękowania też dla przeciwników i wszystkich uczestników za świetną atmosferę, chociaż turniejową to bez "napinki".
Grało się świetnie!
Na koniec - historia dziejąca się na oczach ;) Zdjęcie grupowe uczestników pierwszego ogólnopolskiego turnieju AoS. (źródło grupa FB Aos)
Do zobaczenia, tyle na dzisiaj, do tematu Modlina jeszcze na Well może wrócę przy okazji armii jakie grały (albo innych przemyśleń), tymczasem tyle na dzisiaj!
PS. Galeria świetnych zdjęć przedstawiających niektóre bitwy na stronie
Battlemania - Polecam i zapraszam!
PS1. Relacja i nieco zdjęć z Modlina oczami Mamutów, pająków i goblinów które ostatecznie dotratowały do drugiego miejsca - do przeczytania na blogu
Wydobyte z Szafy - Polecam!
PS2. Sporo zdjęć z całego konwentu oczywiście na
FB Cytadela
PS3. A zapis "na gorąco" tego co się działo na turnieju (i tygodni przygotowań do niego) w
poście na Facebooku grupy AoS Polska.
W.