System: Warhammer Age of Sigmar with Azyr Comp System, 30 points per army.
Lists:
Daemons of Chaos (o tym dlaczego tak zestawiłem armię możesz poczytać TUTAJ):
1 x Lord of Change (general, wizard, monster, hero) – 5 pts. with chaos familiar – 0 pts.
1 x Bloodsecrator (hero) 3 pts.
30 x Bloodletters (unit) 12 pts.
10 x Pink Horrors of Tzeentch (unit, wizard) 3pts.
5 x Seekers of Slaanesh (unit) 2 pts.
1 x Hellcannon (machine) 5 pts
1 x Bloodsecrator (hero) 3 pts.
30 x Bloodletters (unit) 12 pts.
10 x Pink Horrors of Tzeentch (unit, wizard) 3pts.
5 x Seekers of Slaanesh (unit) 2 pts.
1 x Hellcannon (machine) 5 pts
Brayherds and Monsters of Chaos:
1 x Doombull
1 x Morghur
1 x Bray shaman
5 x Minotaurs
1 x Chariot
1 x Cygor
10 x Chaos Warhounds
20 x Gors
30 x Gors
Kolejne
starcie o dominację i względy bogów chaosu rozegrało się pomiędzy hordą beastmenów,
a demonicznym legionem większego demona tzeentcha Krix`Xi Kra.
W miarę jak kolejne oddziały beastmenów pojawiały się na stole rosło moje przeczucie, że to
nie będzie łatwa bitwa. Zwierzoludzi było naprawdę dużo, zajęły całą szerokość
strefy rozstawienia i przyznam szczerze, że wyglądały imponująco. Naprzeciw nim
stanął dużo mniej liczny legion wszelkiej maści demonów zebranych pod czujnym
okiem „Wrony” Tzeentcha. Przyznam szczerze, ze to głównie w nim pokładałem
nadzieję na szczęśliwe zakończenie bitwy.
1 Tura bitwy
1.1 Daemons of Chaos
Skończyłem
rozstawiać się jako pierwszy, miałem więc inicjatywę w pierwszej rundzie bitwy.
Wykorzystałem to przede wszystkim aby przyzwać już na starcie flamery i daemon prince`a,
które pojawiły się na lewej flance osłaniając ją nieco przed stojącymi
naprzeciw minotaurami, gorami i cygorem.
W centrum pomaszerowałem dzielnie
bloodletterami do przodu a na prawej flance ruszyłem demonetkami maksymalnie do
przodu aby już w pierwszej turze móc zaszarżować na nieprzyjaciela i nieco go
„rozciągnąć”.
Chwilę
później wstrzeliwałem się już w pozycje przeciwnika. Na pierwszy ogień poszły
flamery (widzicie to? Pierwszy ogień, flamery… ;) ) – bałem się mocno cygora
więc postanowiłem zmiękczyć go już na samym początku. Udało się zdjąć prawie
połowę ran co całkowicie mnie satysfakcjonowało (mniejszy zasięg rzutu głazem,
mniej ataków CC i mniejszy zasięg ruchu). Następnie popełniłem błąd ;)
Wstrzelałem się hellcannonem w minotaury. Niby pięknie, półtorej bestii zeszło,
ale w „pomeczowej analizie” okazało się, że mogłem „zrobić to lepiej”. Turę
zakończyła nieudana szarża demonetek na rydwan i moje mocne przekonanie, że
wszystko jest pod kontrolą.
1.2 Beastmen
Przeciwnik
nie pozwolił zbić się z tropu. To co najlepsze u zwierzoludzi ruszyło pędem ku
moim nielicznym oddziałom. Cygor, gory, minotaury, doombull – wszystko ruszyło
w stronę flamerów i horrorów (nie ma co – mocna linia obrony CC…) Reszta armii
postanowiła dać slaaneshowi troche przyjemności – do szarży na konne (bo jak to
inaczej nazwać?) demonetki szykowały się gory (sztuk 20), psy wojny i chaosu
oraz rydwan – zapowiadała się przednia Zabawa… Tym bardziej że oto bray shaman
postanowił przywołać Ghorgonę. Żeby było śmieszniej – jak postanowił tak i
zrobił i na mojej flance na której nie miałem absolutnie niczego pojawił się
gigantyczny, wściekły na wszystko i wszystkich potwór z 12 ranami do wbicia
Faza
ostrzału jak to u beastmenów była bardzo szybka. Cygor rzucił… i nie trafił.
Potem poszło
już jednak z górki – wszystkie szarże zadeklarowane przez generała zwierzoludzi
doszły do celu (no prawie – cygor stwierdził, że woli popatrzeć na szlachtowane
przez gory flamery). Mieliśmy więc
pierwszą turę i aż nadto walk do rozegrania. Coś się jednak zacięło, bowiem pod
koniec fazy na polu bitwy nadal stały zarówno de monetki (tylko JEDNA wróciła
na łono slaanesha) jak i flamery (w ilości niezmienionej), po stronie
przeciwnika również wszystko stało, tyle, że już mocno uszczuplone (rydwan na
połowie ran, psy w ilości bardzo małej i gory z których kilka już na pewno nie
zobaczy rodzinnego lasu). Ogólnie duże zaskoczenie – demonetki stawiły
naprawdę mocny opór a przeciwnik miał naprawdę mocnego pecha…
2 Tura bitwy
2.1 Beastmen
Losowa inicjatywa,
Tzeentch tak chciał, bo kości były przeklęte, bo przeciwnikowi pech się
wyłączył. W każdym razie zaczęły się problemy. Zwierzoludzie wygrali inicjatywę
i zaczęła się magia.. Minotaury podbiegły jeszcze trochę do przodu i ustawiły
się w odległości pozwalającej zaszarżować na moje bloodlettery. Podobnie
zrobiła (zrobił??) Ghorgona. Myślę sobie – spoko, ogarnę nie takie szarże się
na klatę brało, tym bardziej, że kamień od cygora znów powędrował obok moich
oddziałów nie powodując żadnych obrażeń.
Ale wtedy
magia znów dała o sobie znać i obok Ghorgony wylądował Jabberslythe (Dżaberwok,
czy jak mu tam), szybko przestudiowałem jego warscrolla i już wiedziałem, że
„Just as planned” tym razem okaże się bardzo zabawne…
Na szczęście on w tej
turze nie mógł już szarżować za to Minotaury i Ghrogona ochoczo wyrwały do
przodu wbijając się w zwarte szeregi khornowych sług. I wtedy właśnie
zobaczyłem magię po raz trzeci. Kiedy już opadł kurz i przestały latać w
powietrzu flaki moim oczom ukazał się smutny widok – z 30 bloodletterów na
łapach stała… 12. I to tylko dlatego, że wykorzystując nieco mechanikę
pozwoliłem Minotaurom wyrżnąć tylko te bloodlettery, które były najbliżej
Ghorgony (dzięki czemu nie mogła ona nawet wykorzystując 3” pile-ina dosięgnąc
resztek mojego oddziału). Nie powiem, bloodlettery wspomagane przez furię
płynąca od Bloodsecratora sprawiły się dzielnie, posiekały na plasterki dwa
miniatury, ale… 18 BLOODLETTERÓW W JEDNĄ TURĘ?!?!?!
Na szczęście
reszta starć przebiegała już bardziej po mojej myśli – z rydwanu i psów de
monetki zrobiły sobie nowe zabawki i w starciu na prawej flance pozostały już
tylko gory, które rozpoczęły przegryzanie się (dosłownie) przez pozostałe przy
życiu demonetki.
Na lewej flance jeden z flamerów się wypalił (świece na
wietrze), ale pociągnął za sobą kolejne kilka gorów.
I tak oto po battleshocku
na polu bitwy została garstka mojego szturmowego oddziału khorna i mój szok.
2.2 Daemons of Chaos
Ogólnie
rzecz biorąc przez chwilę rozważałem podanie ręki przeciwnikowi. Resztka de
monetek, kilka flamerów, 10 horrorów, Wrona i Prince to w mojej ocenie nie była
siła, która dałaby radę trzem dużym i kilkunastu mniejszym bestiom.
Postanowiłem jednak na gigantów odpowiedzieć w iście chaośnickim stylu
przyzywając jeszcze większego giganta (większy gigant… tak…) Dzięki tzeentchowi
rzut się udał i „Wrona” przywołała Soulgrindera, który miał bohatersko zginąć
osłaniając ją tym samym chociaż przez jedną turę.
Dalej poszło
z górki – Prince poleciał dobić cygora, a flamery wreszcie mogły podgrzać
troche atmosfery i gorów – wypaliły ile mogły w walczący z nimi oddział dzięki
czemu znacząco zmniejszyły jego zdolność bojową. Soulgrinder wypluł trochę
flegmy na Ghorgonę dzięki czemu zmiękczył ją do 8 ran. Potem nastąpiła kolejna
tura CC w której Demon zamiast zabić na śmierć cygora postanowił pobawić się z
nim i zostawić na 1 (słownie: JEDNEJ) ranie.
Minotaury z bloodletterami
postanowiły pozjadać się nawzajem (na polu bitwy ostał się JEDEN khornowy
zabijaka dumnie wymachujący mieczem i wrzeszczący do Doombulla w demonicznym
języku „chonasolooooo”). Flamery i demonetki powoli zmniejszały populację gorów
w okolicy same też powli się wykrwawiając. W zasadzie wszyscy czekali na
kolejny rzut, który miał być decydujący i który miałem wygrać – rzut o
inicjatywę w 3 turze bitwy.
3 Tura bitwy
3.1 Beastmen
Przegrałem
rzut o inicjatywę. Taka sytuacja. Bywało lepiej ale co tam. Szaman nie mógł już
niczego przyzwać, więc miotał się na zapleczu armii, Doombull postanowił zaszarżować
na horrory (ale w życiu znowu mu nie wyszło) Dżaberwok i Ghorgona radośnie
zaszarżowały na Soulgrindera (im niestety wyszło) rozpoczynając najbardziej
chyba epicki epizod tej bitwy a reszta oddziałów była już zajęta wzajemnym
wyrzynaniem się więc śmiało przeszliśmy do fazy CC.
Pierwsze
ciosy zadał Ghorgon, dzięki czemu Soulgrinder pozbył się nadmiaru 9 ran i kiedy
już myślałem, że nie będzie czego po nim zbierać – on postanowił zostać
bohaterem. Najpierw dzięki atakom z nóg i łapska zredukował Ghorgona do stanu
gotowego do spożycia (pokrojony na plastry, lekko podsmażony) a następnie
wykorzystując swój atak specjalny, żelaznym szponem zredukował do podobnego
stanu Dżaberwoka. Żeby dodać jeszcze więcej epickości temu wydarzeniu
postanowił sam się zredukować do zera a to wszystko dzięki kwasowi, który
zamiast krwi miał w żyłach Dżaberwok, a która po ściśnięciu go przez
Soulgrindera rozbryznęła się po najbliższej okolicy paląc, żrąc i robiąc z pola
bitwy strefę skażoną. Tak więc trzy potwory pozabijały się wzajemnie w jedną
turę, pozostawiając resztę walczących w osłupieniu.
Pozostałe
walki to już formalności – demon wreszcie przegryzł się przez przez cygora,
Morghur przegryzł się przez Bloodlettera, gory dalej wykrwawiały się w starciach
z de monetkami a flamery ostatecznie spopieliły gory (prawie ostatecznie bo
zostały trzy), do szarży na horrory zaczął przygotowywać się Spawn czyli
przemieniony przez Morghura Gor (to się nazywa kariera).
3.2 Daemons of Chaos
Stwierdziłem,
że może nie będzie tak źle, tym bardziej, że Wrona nie mogąc już przyzywać
posłała Infernal Gateway w stronę
Doombulla trwale przenosząc go do innego wymiaru.
Reszta niezaangażowanych w
walkę jednostek (Prince i Bloodsecrator) ruszyła w stronę Morghura, aby się
zaangażować co z resztą im się udało.
Udało się
też flamerom (ostatnie trzy gory
poległy) i gory nadal żuły ostatnią demonetkę
W walce
rundy Prince nie dał szans Bloodsecratorowi i porąbał Morghura zanim czempion
khorna zdołał zdobyć trochę sławy i czaszkę szamana zwierzoludzi (nie tym razem
mój drogi, nie tym razem…). Spawn i Horrory zaczęły zjadać się nawzajem –
zanosiło się na baaardzo długie starcie.
4 Tura bitwy
4.1 Daemons of Chaos
Właściwie
niewiele się zadziało. Co mogło ruszyło w stronę Szamana i gorów, co nie mogło
strzeliło (hellcannon), zostawiając go na jednej ranie (co potencjalnie mogło
skończyć się kolejnym Cygorem na stole….). Horrory dalej zacięcie okładały
plaszczakami spawna, który równie zacięcie okładał je jęzorem.. i tyle.
4.2 Beastmen
Szaman
spróbował szczęścia ale jego limit się wyczerpał. Nie udało mu się przywołać
kolejnej bestii co oznaczało, że na stole zostały Gory i on sam we własnej
osobie. Gory postanowiły jednak zebrać trochę sławy i pokonały ostatnią de monetkę
5 Tura bitwy
5.1 Daemons of Chaos
Kończący
bitwę strzał z hellcanonna pozbawił szamana głowy. Widząc to reszta
zwierzoludzi postanowiła zwiedzić pobliską knieję. Bitwa zakończyła się zwycięstwem
demonów a Krix`Kri Kra mógł z uśmiechem stwierdzić „Just as planned”…
Podsumowanie:
Bitwa, która
zapowiadała się na szybkie starcie dwóch CC armii przerodziła się w długą wojnę
na wyniszczenie w której na stole
pojawiło się mnóstwo przyzwanych jednostek. Po niemal 2,5 godzinnym starciu
mogę powiedzieć, że była to jedna z najciekawszych bitew jakie rozegrałem do
tej pory w AoS. Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą
stronę a zaskakujących momentów nie brakowało. Jak zwykle po bitwie nasunęło mi
się kilka wniosków:
Na plus:
+ dobre decyzje dotyczące
przywoływania. Flamery i Daemon Prince skutecznie związały walką i zablokowały
oddziały przeciwnika na jednej z flank, nie pozwoliły przez dłuższy czas na
szarże w horrory i wronę co było kluczowe. Soulgrinder prawdopodobnie uratował
mi bitwę – tyle wystarczy jeśli chodzi o opis zasadności przyzwania go na stół
– nie wiem co innego byłoby w stanie zatrzymać dwie bestie zwierzoludzi
szarżujące z flanki na moją armię.
+ dobra decyzja o rozciągnięciu nieco
frontu walk i rozproszeniu sił nieprzyjaciela – szybki ruch demonetkami na
prawej flance wyłączył z walki na całą bitwę trzy jednostki przeciwnika (w
dodatku dwie z nich zostały przez demonetki wyeliminowane). Wszystko to za 2 punkty.
Nic tylko brać!
+ flamery w CC okazują się całkiem
wytrzymałe (dopóki nie walczą z elitą przeciwnika). Zatrzymały ładnie hordę
Gorów.
+ do znudzenia będę powtarzał, że
Wrona w armii demonów to absolutny „must have” – wkład w bitwę? 3 udane
przyzwania ( jedno „podwójne” bo zamiast trzech flamerów, wpadło na stół aż
sześć co zrobiło różnicę i jedno ratujące bitwę bo Soulgrinder .. to
Soulgrinder) do tego jedno konkretne
wypalenie Infernal Gateway w Doombulla zdejmujące go ze stołu.
+ Soulgrinder FTW (!!!)
Na minus i ku pamięci:
- zdecydowanie powinienem był
skoncentrować ogień na bray-shamanie, który okazał się kluczową dla beastmenów
jednostką – przyzwał Ghorgonę i Jabberslythe`a (ze szczęśliwymi rzutami ale to
bez znaczenia). Gdyby udało mi się zestrzelić go helcannonem w 1-2 turze, bitwa
byłaby dużo „spokojniejsza”. Niedopatrzenie składam na karb tego, że pierwszy
raz miałem okazję zmierzyć się z beastmenami w AoS-ie i nie znałem za dobrze
ich możliwości.
- nie powinienem był wysuwać się do
przodu i wystawiać na szarżę Minotaurów oddziału Bloodletterów bez mistycznej tarczy – przyznam szczerze, że
nie doceniłem rogaczy. Spodziewałem się, że będą w stanie zaszarżować i ubić
7-8 bloodletterów. Okazało się, że ubiły 18 i tym samym pozbawiły mnie więcej
niż polowy najmocniejszego oddziału CC.
- mocno uzależniłem swoją taktykę od
bloodletterów. To właściwie jedyny oddział (bez przyzywania, które w momencie
ograniczenia wprowadzonego w Azyrze (mogę przywołać tylko D6 oddziałów w czasie
całej bitwy) może być mocno zawodne) będący stricte oddziałem przeznaczonym do
CC w mojej armii. Po ich stracie (nazywam rzeczy po imieniu – jeśli tracę 18
modeli z oddziału w pierwszej turze walki, a drugiej turze gry to oddział jest
„stracony”) tylko dzięki naprawdę dużemu szczęściu nie poległem z kretesem. Być
może rozważę branie mniejszej ich ilości i dobranie czegoś w ich miejsce
(demonetki na piechotę – patrzę na was…)
Do
następnego,
W.