Ok.,
W ramach
dalszego ogrywania armii i rozszerzania horyzontów wziąłem ostatnio udział w
turnieju organizowanym w Katowicach (Inny Wymiar). Do Katowic pojechała
trzyosobowa ekipa z Krakowa, reprezentowana przez, kolejno – Chaos Nurgle,
Fyreslayers, Stormcast Eternals.
Na miejscu
(POLECAM, kto nie był ten nie wie ale miejscówka jest naprawdę przednia, tak
samo ludzie których tam spotkaliśmy) zagraliśmy trzy bitwy. Kolejno
scenariusze:
- Knife to the Heart
- Duality of Death
- Starstrike
Graliśmy – a
jakże – 2000 punktów a paru uczestników przygotowywało się przy okazji na
zbliżające się Macki Wojny więc na słabe rozpiski nie mogę narzekać.
Sam
pojawiłem się z kolejną odsłoną swojego Nurgla:
Allegiance: Chaos
Harbinger of Decay (140)
- General
- Trait: Cunning Deceiver
- Artefact: Chaos Talisman
Festus The Leechlord (120)
Sayl The Faithless (120)
Gaunt Summoner and Chaos Familiars
(120)
- Artefact: Favour of the Gods
5 x Putrid Blightkings (180)
5 x Putrid Blightkings (180)
30 x Chaos Warriors (480)
- Hand Weapon & Shield
- Mark of Chaos: Nurgle
40 x Chaos Marauders (200)
- Axes & Shields
- Mark of Chaos: Nurgle
10 x Chaos Marauders (60)
- Axes & Shields
- Mark of Chaos: Nurgle
1 x Chaos Warshrine (180)
- Mark of Chaos: Nurgle
- Blood Blessing: None
Plaguetouched Warband (100)
Balewind
Vortex (100)
Reinforcement
Points (0)
Total: 1980
/ 2000
Zamysł
podobny jak podczas ostatniego turnieju w Vanaheimie (tyle, że o 500 punktów do
dyspozycji więcej) czyli maksymalne skupienie się na wytrzymałości własnych
jednostek, zmniejszenie ilości dropów i liczenie na to, że dzięki temu uda się
teleportować ścianę z wojowników przed front przeciwnika i tym samym zamknąć go
na jego strefie rozstawienia.
Do tego
Gaunt Summoner na Vortexie który jest moją „bronią ostateczną” przeciwko
hordom.
Nie
przedłużając. Moje kolejne trzy paringi:
- Seraphons
- Fyreslayers
- Fyreslayers
Przy okazji
widać jak bardzo zmieniła się sytuacja jeśli chodzi o rozkład armii – wcześniej
ze świecą można było szukać Fyreslayerów po turniejach, Seraphonów również za
wiele się nie widziało, tymczasem to drugi turniej z rzędu gdzie widzę ich
naprawdę dużo.
Gaunt to teraz moim zdaniem - absolutny must have. W większości bitew dziesiątkuje hordy, w zasadzie jedyna bitwa w której nie zrobił wiele to ta z seraphonami i dispelem na cały stół |
1. Bitwa vs
Seraphons
To był cios!
Na samym wstępie dostałem armię która wybitnie mi nie leży i która wydaje się
być idealną kontrą na mnie. Dlaczego? Ano dlatego, że te kosmiczne jaszczurki
zostały stworzone do walki z chaosem więc mają naprawdę sporo bonusów (jeśli
chodzi o siłę uderzenia, dmg) kiedy walczą z chaosem a w szczególności z
demonami chaosu (tak – Harbinger i Gaunt są demonami…).
Do tego
dochodzi Kroak ze swoją magią i opcja dispelowania (co za tym idzie moja
mobilność jest wyłączona bo Sayl najpierw jest dispelowany a potem zabijany).
Są mobilne, mają czołg w postaci bastiladona który zatrzyma każdy mój unit na
całą grę, słowem – mają wszystkie argumenty żeby z moim Nurglem wygrywać.
Ogółem
przeciwnik miał: Kroak, Starseer, 3 Rippery, 6 Ripperów, Bastiladon, Astrolith,
4 x 10 skinków, 4 razordony upakowane w batalion (Shadowstrike Starhost).
Bitwa
toczyła się od samego początku pod dyktando Seraphonów. Pomimo mojej inicjatywy
w pierwszej rundzie nie udało mi się uzyskać przewagi czyli przeteleportować
swoich wojowników pod przeciwnika. Popełniłem też dwa błędy – jeden duży i
jeden mniejszy wynikający z tego pierwszego ;).
Postanowiłem
grać defensywnie (!) co było kompletną pomyłką ponieważ w oczywisty sposób skazywało
mnie na porażkę – zwyczajnie nie miałem argumentów żeby cos ubić a było więcej
niż pewnym, że mój przeciwnik ściągnie mi przynajmniej kilkaset punktów. Drugim
był w zasadzie brak ruchu do przodu. Zamiast skracać pole i zmniejszać
odległość od przeciwnika dałem mu jedną turę w gratisie (na usprawiedliwienie
mam to, że bałem się Ripperów które krążyły i czekały aby – w moim przekonaniu –
spaść mi na znacznik gdybym go za bardzo odsłonił).
W odpowiedzi
na moją armię posypał się grad mortali z czarów Kroaka a następnie ostrzał z
bastiladona – i oczywiście od razu spadł Gaunt, kilka ran na kluczowych
bohaterach oraz kilka na innych jednostkach.
Kolejna
runda wyglądała podobnie – moje czary albo nie wychodziły albo były dispelowane
a przeciwnik radośnie wybijał mi kolejne punkty.
Dopiero w
trzeciej udało mi się teleportować wojowników, którzy teraz rozciągnięcie w
conga-line sięgali od mojej strefy rozstawienia do strefy przeciwnika –
celowałem w przejęcie jego znacznika chociaż było to praktycznie niemożliwe –
za dużo jednostek na nim, ułożonych w dwóch liniach.
Szarża
oczywiście się nie udała, za to na rozciągniętych wojowników spadło uderzenie
bastiladona, obu oddziałów ripperów i razordonów.
I tutaj
właśnie ujawnił się błąd popełniony przeze mnie – Rippery spadły i w zasadzie
odbiły się od moich warriorów, do tego zadały sobie całkiem sporo mortali (za
każdą 6 to wound rzuconą przez przeciwnika walczącego z wojownikami, oddział
który ją rzucił dostaje mortala).
Zabrakło mi
jednej-dwóch tur i większej ilości jednostek bliżej oddziałów przeciwnika aby
przegryźć się przez nie i móc próbować przejąć znacznik a tymczasem czas się
skończył i przegrałem na małe punkty (nie dziwne – zabiłem równe ZERO punktów,
w sumie kilka ripperów i 7 skinków…, straciłem też niewiele bo Gaunta, (chyba)
Festusa i dwa wybory wojowników ).
Nurgle nie jest uznawany za szczególnie mocną frakcję w #GH17, mi jednak póki co gra się nim najlepiej ze wszystkich armii jakie posiadam. |
- Mój plan na tą bitwę był totalną porażką. Zamiast gnać czym prędzej na przeciwnika i próbować przejąć znacznik okopałem się na swoim. Jasne, przeciwnik zablokowałby wojowników bastiladonem ale miałem jeszcze putridów, harbingera którymi mogłem próbować zrobić więcej a tymczasem stali i byli żywymi tarczami dla Kroaka.
- To druga bitwa z rzędu w której nie zabijam NIC seraphonom
- Mimo wszystko jestem zadowolony – Rippery zazwyczaj roznoszą to w co wpadają zlatując na stół a tutaj w zasadzie nie zrobiły nic potwierdzając tym samym odporność wojowników.
- Kroak totalnie wyłączył moją magię (pomogły mu w tym moje słabe rzuty – a bez tego niewiele mogłem ugrać, na szczęście druga bitwa udowodniła, że kiedy wszystko działa jak powinno idzie mi nieco lepiej…)
2. Bitwa vs
Fyreslayers
Fyreslayerz
z większą ilością dropów niż ja, w scenariuszu Duality of Death – a więc zbieg
okoliczności który musiałem wykorzystać żeby odbić się po pierwszej porażce
(tyle dobrze, że minor loss punktowany 1 punktem w przeciwieństwie do major
lossa za zero).
Przeciwnik
miał 3 x 30 Vulkitów, 15 Heartguard Berzerkerów (?), 2 x Runesmiter, Magsmiter,
Magson na batalionie Warrior Kinbrand z czego zakopał jedną 30 vulkitów i heartguardów.
W pierwszej
rundzie udało mi się wszystko ;) Weszła mistyczna tarcza w wojowników (czyli 3+
z Re-roll 1), wszedł teleport – a więc przez cały stół, 9” od przeciwnika
ciągnęła się moja „kreska” z warriorów – co ważne, kreska znajdowała się przed
znacznikami czyli blokowała dojście do nich przeciwnikowi. Gaunt najpierw
postawił Vortex, potem wypalił swój czar – Spadło 11 Vulkitów (potem z
battleshocka uciekło jeszcze 3). Na lewej flance Harbinger pobiegł i dobiegł do
znacznika, na prawej flance Warshrine zrobił to samo, reszta armii rozsunęła
się aby maksymalnie screenować bohaterów i utrudnić desant.
Przeciwnik
bez zaskoczenia – dwoma unitami vulkitów podszedł na 3” od warriorów na lewej flance
wykopał się trzeci unit. Potem zaczęły fruwać topory, za nimi poleciały tarcze,
potem obelgi a na końcu szarże. Jak na szybko liczyłem i jak podaję z pamięci –
ostrzał z toporów i rzut tarcz oznaczał 135 szans na zadanie mi damage z czego
spadła JEDNA rana na wojownikach.
Niewiele
lepiej poszło w fazie CC – mur z tarcz ustał, padł za to jeden putrid
screenujący z lewej strony harbingera (wpadli w nich wykopani vulkici) ale
niestety – krasnoludy były już bliżej moich bohaterów przy znacznikach).
Drugą rundę
wygrał mój przeciwnik i tym razem będąc w zasięgu do harbingera wypalił ze
wszystkich toporów w harbingera. Gdzieś między szóstą a siódmą dziesiątką
toporów harbinger spadł co oznaczało, że nie mam już Warda 5+ i że straciłem znacznik.
Na szczęście nie było w okolicy krasnoludzkiego bohatera. Na tej samej flance
wykopali się wcześniej Heartguardzi którzy rozstrzelali jeszcze Festusa. Na
mojej lewej nie został zatem żaden bohater.
W mojej
turze niewiele się zmieniło – znów przetrzebiłem trochę krasnoludów Gauntem,
przesunąłem Maruderów na lewo, żeby zasłonić znacznik i nie pozwolić przejąc go
krasnoludom i dalej tłukłem się z vulkitami.
Sytuacja nie
mogła już ulec zmianie – przeciwnik nie miał czym zając mi prawego znacznika,
nie mógł też wejść na lewy, więc major był wygrany, chodziło tylko punkty
których udało się tym razem uzbierać całkiem sporo (kilka wyborów vulkitów,
jeden wybór Heartguardów).
Hordowy Nurgle w Plaguetouched czyli - dopóki na stole jest Harbinger - najtwardsza armia jaką znam |
- Wszystko zagrało jak powinno – Gaunt Summoner tym razem sam wypalił przynajmniej 30 vulkitów
- Sayl postawił mur w odpowiednim miejscu
- Krasnoludy biły głową w mur z wojowników
- Byłoby więcej emocji gdyby przeciwnik zamiast wykopywać Heartguardów na mojej lewej flance, wykopał ich na prawej i próbował zestrzelić punktujący tam Warshrine.
- Pierwsza Runda i nakładające się debuffy (-2 to hit w CC, -1 w fazie strzału) w połączeniu z sav 3+ i ward 5+ gwarantują że mur jest nie do ruszenia – ilość ataków jaką zebrał była niesamowita
3. Bitwa vs
Fyreslayers
..W nagrodę
mogłem stoczyć kolejną bitwę w Fyreslayerami.
Tym razem
jednak to oni mieli przewagę – one drop army.
Przyznaję,
że nie pamiętam co dokładnie się w tej armii znajdowało (na pewno jedna duża
jaszczurka, Battlesmiter, 2 x 30 vulkitów i jakieś mniejsze oddziały piechoty
ale co konkretnie – nie wiem).
Bez
zaskoczeń – w pierwszej rundzie przed moją linia screenu wykopały się obie 30
vulkitów, reszta armii przeciwnika ostrożnie manewrowała na jego połowie.
Pofrunęły
toporki i ogólnie powtórka z drugiej bitwy – tym razem zginęło czterech
wojowników i spadły trzy rany z Harbingera (które Festus natychmiast uleczył w
mojej Hero fazie).
Odpaliłem
Gaunta ale przeciwnik wykorzystał jednorazowy autodispel (liczyłem bardzo na
przetrzebienie vulkitów, ten dispel mocno zabolał).
Niewiele
mogłem więcej zrobić wojownicy i maruderzy tłukli się już z Vulkitami, na prawej
flance przesunąłem Putridów którzy również zaszarżowali na Vulkitów – spadło ich
całkiem sporo ale ogólnie niewiele to zmieniało. Bo byłem przyciśnięty do
krawędzi stołu swojej Stefy rozstawienia i nie bardzo miałem jak to zmienić.
Znacznik
spadł na samym środku stołu – mogło być gorzej pomyślałem – ale i tak dobrze
nie było bo dzieliło mnie od niego jakieś 15” (od najbliższych do niego
Putridów).
Postanowiłem
zatem trochę w stylu „Jakoś to będzie” zaszarżować na conga-line vulkitów
ciągnącego się od moich linii do tyłu w stronę buffujących bohaterów.
O dziwo –
rzuciłem 12! + 1” za sztandar Putridów + Pile-in pokrętny jak tylko się dało i tak oto znalazłem się w posiadaniu środkowego
znacznika!
W swojej
turze przeciwnik podciągnął co mógł w jego pobliże ale znów – zabrakło ciał i
zremisowaliśmy – przeciwnik nie punktował.
Vulkici
dalej tłukli się z warriorami i maruderami i nie zanosiło na zmianę – taka pierwsza
wojna w świecie AoSa.
Trzecia
runda – mój znacznik spadł centralnie na środku mojej strefy – idealnie bowiem
miałem w jego pobliżu mnóstwo modeli i bezpiecznie za linią wojowników.
Znacznik przeciwnika na mojej lewej flance – chroniony przez piątkę …
krasnoludów (nie wiem jak się nazywali).
Przeciwnik
odbił wreszcie środkowy znacznik (pomału bijając putridów którzy jednak
naprawdę dzielnie się odgryzali wszystkiemu dookoła) i trzymał swój. Punktował
więc 6 punktów w tej rundzie do moich – póki co 2.
Putridzi - czyli jeszcze nigdy tak wielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielu... czy jakoś tak. |
Sytuacja nie
wyglądała dobrze – miałem pewne 3 punkty za swój znacznik, dwa z poprzedniej
tury co łącznie dawało mi 5, do tego kończył się czas (znów udało nam się
dograć tylko 3! Rundy), moje wszystkie jednostki były dalej uwięzione przez wciąż
licznych vulkitów…
...Ogółem
słabo. No ale – wiedząc, że to ostatnia runda – Gauntem wypaliłem jeszcze 10
vulkitów po czym nadeszła akcja gry – Sayl rzucił teleport na walczących do tej
pory z Vulkitami Warriorów i przeteleportował ich z walki do strefy rozstawienia przeciwnika, w pobliże
jego znacznika. Jedyne co musiałem zrobić to rzucić 8 (bo za grajka miałem +1”)
cali na szarżę. Rzuciłem 10 co oznaczało, że na pewno przejmę znacznik, zdobędę
łącznie 6 punktów co dawało wynik 8:6 dla mnie!
- Bitwa mocno pod górkę z powodu walki z „mirrorem” mojej taktyki – niemal nieśmiertelny screen rzucony na front armii i blokujący ją znacznie ograniczył mi pole manewru. Na szczęście mój screen wytrzymał napór krasnoludów i znajdujący się za nim bohaterowie mogli zrobić to do czego zostali wzięci – Gaunt wypalił, Sayl wypalił, Harbinger stał i buffował.
- Nie wygrałbym gdyby nie ekstremalne szczęście w przypadku szarży Putridów w drugiej rundzie. Rzucając mniej na szarżę nie przejąłbym znacznika, przeciwnik zapunktowałby już w drugiej rundzie i nie dałbym rady już nadrobić tej straty. Rzucając 12+1 totalnie pokrzyżowałem te plany i zdobyłem 2 punkty które ostatecznie przeważyły.
- Opcja teleportu w tej bitwie okazała się opcją na miarę wygranej. Nurgle cierpi na brak mobilności dlatego Sayl jest moim zdaniem absolutnie niezbędny. W tym przypadku teleport wojowników z walki na znacznik przeciwnika i ich szarża były kolejnym posunięciem – „albo się uda albo przegram”.
Udało się…
… I
ostatecznie kończyłem turniej Minor Lose – Major Win – Major Win co dało mi 3
miejsce na 12 (?) uczestników. W małych punktach znów dramat (głównie przez
pierwszą bitwę do „0”) ale znów „Scenariusze grają” i nawet bez tych małych
punktów daję radę i gram w górnej połowie tabeli.
Nurgle
zdecydowanie potrzebuje wsparcia – brak mobilności, ARTYLERII definiuje bardzo
mocno sposób gry chaosem na nim złożonym.
Opcja brania
Plagueclaw`a albo innej artylerii chaosu (Pesti, Skryre, LoA, Hellcannon) w zasadzie odpada. Po pierwsze Plagueclaw/Warp-Lightning
są zbyt nieprzewidywalne/mają za mały zasięg, po drugie powodują wzrost ilości
dropów a razem z nim mniejszą szansę na zastosowanie taktyki „muru” z
warriorów.
Idealnie
byłoby gdyby „MORTAL NURGLE” dostało jakąś opcję artylerii (tak aby mieściło
się to w batalionie Plaguetouched Warband. Tak czy siak czekam z utęsknieniem na Battletome-odpowiednik DoT`a i BoK`a.
Na koniec podziękowania
dla organizatorów eventu, wszystkich uczestników a przede wszystkim
przeciwników – to był kolejny świetny turniej przebiegający w naprawdę fajnej
atmosferze.
Z Krakowa do
Katowic naprawdę niedaleko i szybko więc mam nadzieję na dalsze „rozszerzone
lokale” ;)
Dzięki i do
następnego!
W.
Cieszy mnie fakt że w okolicy są takie eventy dotyczące AoS ... właściwie nie wiem dlaczego bo się wybieram ale lubię czasem poczytać sobie relacje.
OdpowiedzUsuńMiało być "bo się nie wybieram":)
UsuńPodobnie jak Asterix - sam nie korzystam z turniejów AoS ale cieszę się, że się odbywają.
OdpowiedzUsuń